Elden Ring… istnieje!

…I jest bliżej niż myśleliśmy.

Elden Ring
Elden Ring: Cover Art

Elden Ring dla wielu graczy był jedynie mrzonką, okrutnym żartem wystosunkowanym przez FromSoftware żeby zadrwić z fanów oczekujących duchowego następcy Dark Souls. Kiedy przez rok nie było żadnych newsów dotyczących developmentu Elden Ring, i cała nadzieja społeczności umierała, pojawił się Geoff Keighley. Nasze oczy skierowane zostały na Summer Game Fest 2021, gdzie plotki o potencjalnym trailerze FromSoftu poszły w ruch. Pogrążeni w antycypacji fani oglądali event i pogrążali się w smutku, jednak wtedy, jako ostatni moment wieczoru i światełko w tunelu, ukazał się. Prawie 3-minutowy, piękny, napakowany akcją i fabułą, trailer. Ludzkość odetchnęła z ulgą.

Co prawda opis ten wydaje się wyolbrzymiony, ale Elden Ring cieszy się niemałą i bardzo wierną społecznością, która od lat czekała na nowe informacje. Świadczy o tym chociażby kanał na platformie YouTube ,,Elden Ring News”, na który założyciel, Mordecai, codziennie wstawia film mówiący o tym, czy gdzieś na świecie pojawiły się nowe informacje odnośnie gry. Nie trzeba chyba mówić, że w dużej większości trwają one 20 sekund i mają tą samą formułę: ,,dzisiaj nic się nie wydarzyło” – tak było aż do 10 czerwca, kiedy radiowa cisza została przerwana.

 

Czym jest Elden Ring?

Żeby w pełni zrozumieć, z czym stykamy się mówiąc słowa ,,Elden Ring”, przybliżmy sobie najpierw legendę studia FromSoftware i postać Hidetaki Miyazakiego. Za okres świetności FromSoftu powszechnie uznajemy czas od wydania na konsolę Playstation 3 Demon’s Souls 5 lutego 2009 roku aż do… teraz. Co prawda studio miało już wcześniej kilka gier na koncie, ale nigdy w tak wielkiej skali. Demon’s Souls zatarło szlak grom, które prawie 10 lat później nazywano ,,Souls-like’ami” albo ,,Soulsborne’ami”. Co czyniło ich formułę tak popularną i wyjątkową? Po pierwsze, poziom trudności. W dzisiejszych czasach niełatwo znaleźć gracza, który nigdy nie słyszał o Dark Souls, a jego pierwszym skojarzeniem nie będzie ,,trudne”. Zakres umiejętności w dziedzinie gier wideo, refleks i cierpliwość jaką trzeba mieć, by w ogóle myśleć o przejściu jakiegokolwiek Soulsborne’a są tak wielkie, że w społeczności stały się zwyczajnym memem. Od teraz każda gra, która była choć trochę wymagająca, zostawała automatycznie porównywana do Dark Souls – ,,Is this Dark Souls?”, ,,Harder than Dark Souls?” to tylko przykładowe popularne frazy używane do opisywania trudnych gier. FromSoftware postawił graczom wysoką poprzeczkę, traktując gry nie jako bezmyślną rozrywkę, ale jako faktyczne wyzwanie, które przynosi nieopisaną satysfakcję. Wyraźnie sprzeczna z dzisiejszą filozofią gier (traktowanie graczy po macoszemu, easy mode itd.) była przypływem świeżego powietrza i nowej jakości w branży gier wideo. Późniejsze tytuły FromSofta cieszyły się coraz większą popularnością – Bloodborne, Dark Souls 3 czy wreszcie Sekiro wchodziły już do mainstreamu, podczas gdy ten ostatni tytuł zdobył nawet nagrodę gry roku. Nic dziwnego zatem, że Elden Ring zdobył nagrodę w dziedzinie najbardziej wyczekiwanej gry roku 2020 – gracze po prostu chcieli więcej.

 

Dlaczego to coś więcej niż kolejne ,,Dark Souls”

Zacznijmy od tego, że FromSoftware przez ostatnie lata zaczęło eksperymentować nad formułą swoich gier. Format Dark Souls 1, 2 i 3 były wystarczająco gorąco przyjmowane, ale Miyazaki chciał innowacji. Tak powstał Bloodborne, który odznaczał się znacznie szybszym stylem rozgrywki i mniejszą zależnością gracza od staminy. Skupiono się na kilku broniach i konkretnych sposobach ulepszeń, przez co gracz miał trochę mniejszą wolność w tworzeniu postaci, ale o wiele bardziej dopracowaną. Zmienił się również klimat rozgrywki – zamiast tajemniczych rycerzy, zakonów i smoków, znaleźliśmy się w wiktoriańskim mieście opanowanym przez plagę krwi. Im głębiej wchodziliśmy w sekrety miasta, tym bardziej naszym oczom ukazywał się prawdziwy wróg historii – przerażające potwory rodem z mitosu Lovercrafta i motyw szaleństwa. Niepowtarzalny styl Bloodborne’a i dynamiczna rozgrywka sprawiały, że gra czuła się świeża i wyjątkowa – kolejny sukces świetnego dyrektora Miyazakiego. Kilka lat później dostaliśmy Sekiro, które również odświeżyło znaną nam formułę – tym razem już bez kreatora postaci, wcielaliśmy się w postać Sekiro, nieśmiertelnego samuraja służącego swojemu daimyo, Kuro. Przemierzaliśmy feudalną Japonię i mierzyliśmy się z najtrudniejszymi przeciwnikami, jakich do tej pory stworzył FromSoft. Dodatkową trudnością był brak multiplayera, co oznaczało, że sami musimy stawić czoła wszystkim mechanikom – bez tanich strategii i szans na „oszustwo”. Walka całkowicie przestała polegać na staminie, a tym razem przypominała bardziej taniec – parowanie i blokowanie w jednym czasie połączone z cięciem ostrza za każdym razem, kiedy przeciwnik się odsłoni. Rozgrywka była bardziej angażująca i satysfakcjonująca niż kiedykolwiek.

A więc, dlaczego Elden Ring miałby być inny? Po pierwsze, Miyazaki przedstawia go jako grę z otwartym światem, gatunek coraz bardziej popularny w świecie gamingu. Oznacza to, że gracz będzie miał niczym nieograniczoną wolność w tym, w jakiej kolejności chce przeżyć historię. Widzieliśmy również poruszanie się na wierzchowcu i walkę na nim. Oznacza to, że świat będzie jeszcze większy niż w poprzednich grach. W najnowszym wywiadzie Miyazaki zapewnia, że przejście samej fabuły, bez zwiedzania dodatkowych lokacji (które stanowią ponad połowę gry), zajmie przeciętnemu graczowi około 30 godzin. To więcej niż moglibyśmy się spodziewać od większości współczesnych wydawców, ale dla FromSoftu najwyższa jakość to żadna nowość. Dyrektor wspomina również, że mapa podzielona będzie na 6 głównych części, połączonych ze sobą przez ,,The Lands Between”, i że te części funkcjonować będą trochę bardziej w tradycyjnej formule linearnych dungeonów. Oprócz tego możemy się spodziewać ogromnej wolności w kustomizacji postaci – nowe umiejętności, bronie, magia, wierzchowce, duchy pomocnicze i wiele innych sprawi, że każdy gracz doświadczy tej gry odrobinę inaczej – to twoja własna przygoda, w której możesz się dogłębnie zanurzyć.

Elden Ring
Jeden z bossów, 6 lordów Elden Ring

Co ma wspólnego z Grą o Tron?

Jednym z głównych chwytów marketingowych używanych przez fanów jest fakt, że tym razem Hidetaka Miyazaki nie jest jedyną osobą zaangażowaną w fabułę gry. Otóż podwaliny do tego, co dzisiaj nazywamy Elden Ringiem, napisał sam George R. R. Martin, odpowiedzialny między innymi za niezwykle popularną serię Gry o Tron. Wiemy, że proces pisania szedł równolegle z opracowywaniem mechanik tak, żeby doskonale ze sobą współgrały. Możemy zatem spodziewać się nie tylko świetnej rozgrywki, ale też doświadczenia historii od samego mistrza pióra.

 

A czy wy jesteście równie podekscytowani na Elden Ring? Widzimy się 21 stycznia 2022 roku!

Po więcej informacji o E3 i Summer Game Fest, zapraszamy na nasz artykuł poświęcony tym wydarzeniom.

E3 – Wszystko, co powinieneś wiedzieć!

E3
Targi E3 2021 Logo

Targi E3 skończyły się, a wraz z nimi burza premier i nowości ze świata gier wideo. Przygotowaliśmy dla was powtórkę najważniejszych wydarzeń i rzeczy, na które czekamy z niecierpliwością.

Summer Game Fest Kick Off

Na sam początek, Summer Game Fest 10 czerwca można zaliczyć do najmocniejszej części eventu zważywszy na jeden kluczowy komponent – Elden Ring. Najbardziej antycypowana gra 2020 roku, której radiowa cisza trwała 364 dni wreszcie ujrzała światło dzienne. Fani na całym świecie byli wniebowzięci, o czym świadczy niezwykle popularne komentarze ,,Humanity Restored” nawiązujące do wcześniejszych tytułów FromSoftware. Tym razem otrzymaliśmy coś więcej niż tylko teaser – 3-minutowy trailer przepełniony widokami, rozgrywką i narracją, który z pewnością zaspokoi fan-base na długie miesiące. Dokładniej 7 miesięcy, jako że FromSoft podał również datę premiery, która nastąpi o wiele szybciej niż się tego spodziewaliśmy, bo już 21 stycznia 2022 roku. Nie możemy chować naszej ekscytacji, ponieważ Elden Ring to o wiele więcej niż po prostu „duże Dark Souls”. Studio po raz pierwszy bierze na warsztat formułę open world RPG i dodaje do tego Soulsowy pierwiastek, wzbogacony o doświadczenia z Sekiro i Bloodborne. W rezultacie możemy liczyć na coś absolutnie epickiego w skali jakiej jeszcze nie widzieliśmy – Hidetaka Miyazaki w niedawnym wywiadzie zapowiedział, że podążanie za fabułą, bez robienia dodatkowego contentu, powinno zająć przeciętnemu graczowi około 30 godzin. Yes, please!

Poza tym Summer Game Fest nie miał nazbyt ciekawych premier – na uwagę zasługuje nowy spin-off Borderlands, czyli Tiny Tina’s Wonderlands! Inspirowane klasyczną fantastyką RPG w stylu D&D, Wonderlandy mają zabrać gracza w świat wyobraźni małej Tiny, która pełni rolę narratora rozgrywki. Nie wiadomo do końca jak ma wyglądać gameplay, ale jeśli mówimy o Gearbox Software, na pewno będzie warto na niego czekać!

 

E3 – Jak to wyglądało?

Ubisoft nie pokazał zbyt wiele jeśli chodzi o świeżą krew, ale zadowolił nas aktualizacjami do tego, o czym już słyszeliśmy. Far Cry 6 dostał nowy trailer, Assassin’s Creed Valhalla nowy gameplay, a Rainbow Six Siege powitał w rodzinie Rainbow Six Extraction – nowy co-op shooter oparty na swoim wcześniejszym imienniku.

Kolejne prezentacje były rozstrzelone na kilka dni i ciekawe tytuły występowały w dużych interwałach – cały event, być może z powodu pandemii, nie miał w sobie zbyt wiele życia i polotu. Za szczególne porażki eventu można uznać prezentacje SquareEnix, czyli Babylon’s Fall, który w zeszłym roku zapowiadał się zupełnie inaczej (nie jako tani multiplayer typu live service, a bardziej duchowy sukcesor DMC), a także ,,Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin”, który jest całkiem ciekawą grą (tworzoną przez team Ninja, twórców Nioh, więc zawierzam ich wizji), ale trailer był bardzo źle skonstruowany i co najmniej memiczny. Negatywny wydźwięk na targach E3 miały również liczne reklamy i rzeczy niezwiązane bezpośrednio z grami – za przykład można podać Ryana Reynoldsa promującego swój nowy film.

 

Najlepsi z najlepszych

Dość już o negatywach, przypomnijmy sobie najciekawsze premiery i zapowiedzi tego roku:

The Legend of Zelda: Breath of The Wild 2

05j5I7DHks4ZmYiCl2RmwjO-1.1623790308.fit_lim

Mario + Rabbids: Sparks of Hope

Mario

Marvel’s Guardians of the Galaxy

_gotg_card_6

Dark Pictures Anthology: House of Ashes

dark-pictures-house-of-ashes-10-31-20_3751

Halo Infinite

9c944d9c-7ef1-4b46-9f68-9b02966d3993

Stalker 2: Heart of Chernobyl

EGS_STALKER2HeartofChernobyl_GSCGameWorld_S1_2560x1440-34cdfe8a4a37b5c2dc4bf3fe1d943c95

Starfield

starfield-pg-1

Redfall

Redfall

Forza Horizon 5

Forza Horizon 5

Podsumowując, E3 w tym roku może nie było najbardziej ekscytującym wydarzeniem, ale miało kilka momentów, dzięki którym zapamiętamy je na dłużej. Personalnie, highlightem eventu było dla mnie zobaczenie wreszcie Elden Ringa w pełnej okazałości, a także poznania daty jego premiery. A co Wam zapadło w pamięć?

Returnal – rogue-like nowej generacji

Returnal
Returnal: Cover Art

W życiu nie spodziewałem się jak bardzo gra może mnie pozytywnie zaskoczyć poprzez swoją narrację i sposób jej opowiadania. Jeśli Biomutant jest klasowym błaznem, Returnal to topowy uczeń wygrywający olimpiady – sposób, w jaki fabuła wpisuje się w mechanikę rogue-like’ów jest bezbłędny i prawdziwie genialny. W moim skromnym odczuciu Returnal ma szansę zaistnieć w przyszłości jako Game of the Year 2021.

Czym jest Returnal?

Returnal to rogue-like action third-person shooter od studia Housemarque, stworzony specjalnie pod wymagania konsoli Playstation 5. Wcielamy się w rolę Selene – astronautki, która ląduje awaryjnie na planecie Atropos w poszukiwaniu tajemniczego sygnału wysłanego przez „biały cień”. Porzuca swój zniszczony statek i zwiedza planetę, która, jak się szybko okazuje – skrywa wiele sekretów i złowrogiej fauny. Cała zabawa zaczyna się w momencie jej śmierci – Selene ponownie budzi się przy statku, pamiętając wszystko ze swojego „poprzedniego” życia. Gracz ma za zadanie odnaleźć sedno tego niekończącego się cyklu zmartwychwstań i odkryć tajemnicę białego cienia.

Fabuła

Ciężko jest powiedzieć cokolwiek o fabule Returnal unikając spoilerów, ale spróbuję. Zacznijmy od tego, że Selene stopniowo odsłuchująca poprzednie wersje siebie, które przeżyły (choć w końcu nie przeżyły) to co ona, jest niezwykle przejmująca i angażująca do słuchania. Za każdym razem, kiedy spotykałem nagranie głosowe, było to coś wartego czekania i funkcjonowało jako nagroda sama w sobie. Ponownie, kiedy Selene odkrywała sekrety planety, samą przyjemnością było widzenie jej reakcji na niektóre rzeczy. Największym punktem fabularnym jest oczywiście dom rodzinny ukryty w biomie 1 i 4 – sekwencje w domu były najbardziej wyczekiwaną przeze mnie rzeczą i żadna z nich mnie nie zawiodła. Elementy horroru i roleplayu wrzucone do formuły rogue-like’a były jak powiew świeżego powietrza i bardzo pozytywnie odcisnęły się na doświadczeniu całości. Fakt, że historia nawet po przejściu jest bardzo enigmatyczna i otwarta na interpretacje potęguje jej wagę – możemy wiele rzeczy spekulować, poddać mocy wyobraźni, albo samemu sobie zinterpretować. Zwroty akcji i drugie dno całej historii to dla mnie bez wątpienia najmocniejszy aspekt gry.

Rozgrywka

Housemarque miało już doświadczenie w kosmicznych strzelankach i postanowiło udoskonalić swoją formułę w Returnal. Bardzo dynamiczny, ciężki i miejscami przypominający bullet-hell combat był niezwykle angażujący i satysfakcjonujący od początku do końca. Było wystarczająco typów wrogów, żeby każdy biom czuł się świeżo, zaskakująco i wyjątkowo. Eksperymentowanie z rodzajami broni i ulepszeniami również było ciekawe, jednak w połowie gry spostrzegłem, że konkretna broń jest po prostu dużo lepsza od pozostałych i do samego końca używałem tylko jej (dla chętnych – Hollowseeker). Poziom trudności gry spadł wtedy dla mnie z 8/10 do jakichś 4, co można zobaczyć po tym, że przeszedłem 3 biomy na tym samym runie. Kombinacja skakania, dashowania i okazjonalnego używania miecza jeszcze bardziej ożywiała i dynamizowała rozgrywkę, dając miejsce kilku naprawdę świetnym momentom, w których czuło się fun z samej istoty walczenia. Walki z bossami były bez wyjątku spektakularne i warte przechodzenia przez całe biomy. W żadnym momencie nie czułem, że gra jest w stosunku do mnie nie fair – jeśli coś mi nie wychodziło, zwykle byłem temu winien.

Returnal w kanonie rogue-like’ów

Pomimo, że Returnal nazywa się rogue-like’iem, poza corową formułą niewiele ma z nimi wspólnego. Opcje buildów są dosyć limitowane i oscylują głównie wokół tego, jaką broń znajdzie się podczas rozgrywki. Każdy reset poziomu czuje się bardziej jak kara, ponieważ za każdym razem chce się dojść do wyraźnego checkpointu, bez którego nie można progresować historii – zwykle oznacza to pokonanie bossa biomu, albo wykonanie danego objective’a. Powoduje to sytuację, w której gracz stara się z całych sił przeżyć i dojść do momentu permanentnego progresu zamiast po prostu cieszyć się z każdej rozgrywki osobno. Pula wygenerowanych pomieszczeń w każdym biomie jest również mocno ograniczona, więc po kilku solidnych przeprawach przez dany teren poznajemy już każdy skrawek pomieszczenia i nic nie może nas zaskoczyć – powoli robi się to repetatywne, szczególnie jeśli planuje się zdobywać wszystkie znajdźki na platynowe trofeum. Kombinacja tych aspektów sprawia, że Returnal można nazwać genialną grą, ale średnim rogue-like’iem. Jest po prostu wyjątkową, własną mieszaniną gatunków.

Ocena

Returnal jest wart każdej złotówki, a nawet zakupienia PS5 jeśli jeszcze takowego nie posiadacie. Pokazuje prawdziwą moc nowej generacji poprzez zapierające dech w piersiach grafiki i błyskawiczny czas oczekiwania na generację mapy. Zarówno combat jak i fabuła trzymają się na najwyższym poziomie tworząc coś, co zamiast gry przypomina bardziej doświadczenie – coś, co każdy poważny gracz powinien choć raz przeżyć. 9/10.

Biomutant – Największe rozczarowanie roku?

Biomutant
Biomutant: Cover Art

Biomutant już od pierwszego trailera w 2017 roku był przedstawiany i promowany jako niezwykle ambitny projekt relatywnie nowego developera – Experiment 101. Mimo, że ich zespół miał liczyć nieco ponad 20 osób, gracze na całym świecie zaufali obietnicom zapierającego dech w piersiach, post-apokaliptycznego open world RPG, w którym wcielamy się w antropomorficzne zwierzęta kung-fu. Dlaczego? Głównie dlatego, że wydawcą miał być THQ Nordic, znany ze swojej jakości chociażby ze względu na Remnant: From the Ashes bądź Darksiders Genesis. 4 lata później, 25 maja 2021 roku, Biomutant wreszcie ujrzał światło dzienne – i jakiż był to zawód. Recenzje wahały się od niepochlebnych do bardzo negatywnych, rzadko prezentując grę w pozytywnym świetle. Wtedy pomyślałem: przecież nie może być tak źle, gra wygląda całkiem ładnie – i zakupiłem cyfrową wersję. Nie potrafię wymyślić gorszego sposobu na pozbycie się 250 zł.

Kreator postaci

Zaczynamy od krótkiego cinematica i gra wrzuca nas w kreator postaci. Dobór statystyk wpływa na budowę ciała naszego futrzaka – jeśli wrzucamy dużo punktów w siłę, bohater będzie komicznie napakowany; jeśli pójdziemy w inteligencję, będzie miał głowę wielkości tułowia, zręczność wpływa na długość nóg i tak dalej. O ile nie weźmiemy zbalansowanych statystyk nasz bohater na 99% będzie paskudną abominacją, którą wstyd w ogóle zagrać – nie mówiąc już o prezentowanych rasach, które z wyjątkiem 1 czy 2 wyglądają absolutnie odpychająco. Opcje kustomizacji są dość ubogie, bo po wybraniu rasy i dobraniu statystyk możemy jedynie zmienić kolor i kształt znaków na futrze, spośród zaledwie kilku presetów. Następnie wybieramy klasę i wreszcie wchodzimy do gry.

Historia

Od samego początku narrator zajmuje 80% czasu rozgrywki, przerywając nam za każdym razem, jak chcemy pobawić się postacią. Pierwsza godzina gry ma w sobie jakieś 2 sceny walki, reszta to bezsensowna ekspozycja wielkości ciężarówki, którą gracz ma sobie naraz przyswoić. Dałoby się to jeszcze wytłumaczyć, gdyby historia w tej grze była dobra, ale nie jest – nazwy na siłę próbują naśladować umysł pięciolatka, a rpgowe „opcje” dobra i zła są komicznie sztandarowe, wahając się pomiędzy ,,co chcesz zrobić z tym złapanym zwierzakiem?”

>Zachowaj i pogłaskaj
>Zabij

To nie są dobre i zniuansowane moralne dylematy, których gracz spodziewa się po nowoczesnym RPGu – to czarno-biały świat, pozbawiony jakiejkolwiek wartości, który w pierwszej sekundzie można przejrzeć na wylot. W żadnym momencie historia nie zaskoczyła mnie ani nie sprawiła, że zaczęło mi zależeć na jakiejś postaci – po prostu mnie to nie obchodziło. W pewnym momencie zacząłem pomijać wszystkie dialogi, żeby jak najszybciej dotrzeć do końca. Jednym z głównych (ale na pewno nie jedynym) problemów „fabuły” Biomutant jest fakt, że wszystko opowiada jeden monotonny narrator – nie ma w grze żadnych innych aktorów głosowych (poza okazjonalnym duchem dobra i zła, którzy też nie robią dobrej roboty), i jego głos bardzo szybko staje się irytujący, czy wręcz usypiający. Wreszcie, nie widziałem bardziej pozbawionego sensu i wagi zakończenia w całej historii swojego grania.

Biomutant jako bijatyka

Walka to jedyne pole, gdzie Biomutant ma jakąś szansę na obronę (może poza grafiką, która ma swój urok). Oczywiście chodzi o same mechaniki bitwy –  gra oferuje wiele buildów i umiejętności, które można wymieniać i mieszać, co momentami jest nawet angażujące. Całość rujnuje jednak ścieżka dźwiękowa, a konkretniej jej całkowity brak. Ciosy padają, ale ich nie słychać, wrogowie są wysyłani w powietrze i targani po całej arenie, ale nie akompaniują temu żadne satysfakcjonujące odgłosy walki. Jest po prostu… pusto. Przeszkadza to w jakiejkolwiek imersji i zabiera praktycznie całą zabawę z walki. Dodajmy do tego bardzo linearny i nudny poziom trudności, gdzie wrogowie to po prostu większe gąbki, które nie stanowią żadnego zagrożenia, a także fakt, że w grze jest zaledwie kilka typów wrogów (po prostu zmieniają ciuchy), i wychodzi katastrofalny miszmasz dobrych decyzji i tych beznadziejnych.

Podsumowanie

Nie. Po prostu nie. Za tą cenę można kupić o wiele lepsze tytuły, i to nawet w liczbie mnogiej. Jeśli nadal masz ochotę spróbować Biomutant, poczekaj aż pojawi się za darmo na PS+, albo przecena osiągnie co najmniej 80%. W przeciwnym wypadku niemal na pewno czeka Cię dysonans pozakupowy – tak jak mnie. Seria zadziwiających decyzji, fatalna historia, kreator postaci, efekty dźwiękowe i to, że świat jest po prostu pusty, definitywnie stawiają tą grę w bardzo złym świetle. Jak dla mnie jest to bez wątpienia jedna z najgorszych, jeśli nie najgorsza gra tego roku. 3/10.

Subnautica: Below Zero – Wierna kopia oryginału czy coś nowego?

Subnautica: Below Zero
Subnautica: Below Zero Cover Art

Po ponad 2 latach we wczesnym dostępie, 14 maja 2021 roku druga część mrożącego krew w żyłach i wychwalanego przez krytyków survivalu Subnautici wreszcie ujrzała światło dzienne. Miałem przyjemność premierowego zagrania w nowy tytuł od Unknown Worlds i natychmiastowego wskoczenia w niesamowity świat podwodnego horroru na platformie PS5. Jak wrażenia? Zapraszam do lektury.

Historia

Gracz ponownie zostaje wrzucony na planetę 4546B, ale w nieco innych okolicznościach. Od akcji z oryginału minął rok, a my przenosimy się na inną, skutą lodem część globu żeby rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci naszej siostry. Przez grę przeplatają się dwa główne wątki, które przeprowadzają nas przez cały świat pełen nowych biomów, kreatur i modyfikacji. Wyjątkową dla drugiej części jest znacznie rozbudowana mechanika poruszania się po lądzie – podczas gdy w oryginale dostaliśmy jedynie dwie niewielkie wyspy, tutaj do dyspozycji mamy cały mroźny kontynent skrywający jedne z najważniejszych sekretów całej układanki.

Historia to koncept często pomijany i zaniedbywany w grach survivalowych. Między innymi właśnie dlatego oryginalna Subnautica cieszyła się tak ogromną popularnością – poza byciem grą opartą na tworzeniu narzędzi, budowaniu struktur i próbie przeżycia, oferowała właśnie spójną i bogatą fabułę. Kolejną odsłonę nazwałbym dobrze odrobionym zadaniem domowym – całość jest niezwykle dobrze napisana i nigdy nie czuć, że coś zostało włożone na siłę. Jest nie tylko dopowiedzeniem historii z jedynki, ale też swoistą ewolucją i elewacją i tak dobrego już doświadczenia. Bez wchodzenia na terytorium spoilerów – jeśli polubiliście tajemnicę i niepewność związaną z fabułą jedynki, nie zawiedziecie się.

Subnautica vs Oryginał

Bazowa rozgrywka tak naprawdę niewiele różni się od oryginału, dodając jedynie kilka innowacji i budując już na solidnych, znanych graczom podstawach. Sprawia to, że weteran świata Subnautica od razu będzie wiedział jak zacząć swoją przygodę i po 30 minutach będzie miał zapewne stworzony Seaglide, butlę z tlenem, własną bazę i może już nawet pierwszy wehikuł. To poczucie znajomości świata może być postrzegane zarówno w negatywnym świetle, jako powtórka z rozrywki, ale dla mnie był to bardziej powrót do domu po ciężkim dniu, gdzie znam swoje miejsce i czuję się komfortowo. Dzięki temu, a także kilku usprawnieniom oferowanym przez nową część, bardzo rzadko zdarzały się momenty, gdzie musiałem wyszukiwać konkretny materiał albo informację na temat progresji w internecie, co notorycznie zdarzało mi się robić w przypadku oryginału.

Jedną z największych innowacji jest rozbudowana mechanika lądu, a co za tym idzie, powolnego zamarzania na powierzchni. Dla ułatwienia podróżowania po lodowej tundrze wprowadzono także motor śnieżny, który zawsze można „spakować” do plecaka i wyjąć gdy zajdzie potrzeba. Definitywnie była to miła odmiana, jednak gra survivalowa specjalizująca się w podwodnej eksploracji najbardziej lśni właśnie w podwodnej eksploracji, więc liczyłem na trochę więcej biomów, które musiały zostać pominięte żeby pracować nad ogromną powierzchnią lądową.

Kolejnym krokiem podjętym w kierunku dywersyfikacji obu gier było usunięcie z gry wehikułów Seamotha i Cyclopsa i zastąpienie ich swoistą hybrydą najlepszych części obu maszyn – tak powstał Seatruck, czyli mobilna baza gąsienicowa, do której można doczepiać kolejne moduły według inwencji twórczej. Było to idealne rozwiązanie, ponieważ świat w tej części jest o wiele mniejszy, zatem zbyt mały na Cyclopsa, a także posiada wiele ciasnych jaskiń i zakrętów, a więc mniejszy wehikuł pokroju Seamotha wpasowuje się w tą konwencję niemalże idealnie. Szukanie nowych modułów, które można doczepić do swojego pojazdu też zdawało się prostsze i bardziej atrakcyjne logistycznie niż znajdywanie części i ulepszeń do kilku różnych pojazdów.

Muzyka

Muzyka i ambient w oryginalnej serii Subnautica zawsze były kluczowym elementem powodującym pełne zanurzenie się w podwodnym świecie i sprzedającym budujące się w graczu poczucie terroru. Nic nie oddaje atmosfery tego horroro-survivalu tak dobrze jak przejmująca cisza głębin oceanu nagle przerwana rykiem czyhającego w mroku lewiatana. Tym samym, w drugiej części aspekty horroru zostały mocno stonowane – nowe modele lewiatanów nie były aż tak straszne. Jeden z nich wyglądał bardziej jak przerośnięta krewetka, a drugi zdawał się być bardziej przejęty zataczaniem kółek niż atakowaniem mnie, a nawet jeśli zdobył się na szarżę w moim kierunku, te próby zwykle były nieskuteczne.

Jest jeszcze jeden aspekt związany z muzyką kompletnie skradł moje serce i wystrzelił pozycję tej gry jako jednego z klasyków, do którego zawsze chętnie będę wracał myślami – szafa grająca. Podczas rozgrywki można znaleźć poukrywane po całym świecie dyskietki, które, po włożeniu do szafy grającej (możliwej do zbudowania w swojej bazie bądź wehikule) grają oryginalną, stworzoną specjalnie na potrzeby tej części piosenkę. Każda z piosenek była na swój sposób wyjątkowa i co najmniej 3 z nich słuchało się tak dobrze, że zatrzymywałem się w swojej bazie tylko po to, żeby wysłuchać je do końca. Liryki również nawiązywały w zabawny sposób do nowej części jak i do oryginału, więc widać, że był to dodatek robiony z miłością do tego, co reprezentuje sobą Subnautica.

Ocena

Subnautica: Below Zero to prawdziwy diament na rynku gier survivalowych i doświadczenie, które trzeba samemu przeżyć. Szczególnie jeśli tak jak ja cierpicie na talasofobię (lęk przez otwartymi wodami i oceanem), ta gra potrafi być wręcz terapeutyczna w swoim ukazaniu rzeczywistości. Nie żałuję żadnej z 25 godzin spędzonych w tym pięknym, podwodnym świecie, i chętnie wymazałbym sobie pamięć żeby przeżyć to raz jeszcze. Dla wszystkich zastanawiających się, czy warto poszerzyć swoją kolekcję o tą pozycję: ogromne tak. 9/10.

Pobierz grę Subnautica: Below Zero już dzisiaj na platformie Steam!

Nie grałeś w oryginalną część? Nie przegap tego klasyka i zagraj już dziś!